Kojarzy się dzisiaj przede wszystkim z akcjami, obligacjami i całym tym rwetesem, który jak do tej pory przyniósł nielicznym duże pieniądze, a niektórym duże rozczarowanie - giełda. Wielkie emocje, wielkie nadzieje, tłum ludzi z kalkulatorami, gwar i pośpiech. I nic nowego, tyle tylko, że dawniej nazywano ją izbą Handlowo-Przemysłową, a wielkie transakcje finansowe zamiast na komputerach przeprowadzano na drewnianych liczydłach. W starym Szczecinie dokonywały się one w wysokich, marmurowych salach gmachu, którymiejscy kupcy wznieśli na początku ubiegłego wieku przy Rynku Siennym, tuż obok Starego Ratusza.
Stara szczecińska legenda opowiada o Świętej Gertrudzie, która dawno, dawno temu pasła gęsi na Łasztowni. Tam właśnie, wśród traw i krzewów, zobaczyła niebieskawy ogień. Gdy następnego dnia poszła tam znowu, w tym samym miejscu znalazła dzbany pełne złota. Bogobojna kobieta przeznaczyła znaleziony skarb na budowę kościoła, który kazała postawić dokładnie w miejscu, gdzie ukazał się jej niebieski płomień. I tak stanął kościół św. Gertrudy - w miejscu, w którym do dziś stoi XIX-wieczna świątynia, ściśnięta między Trasą Zamkową, nowymi biurowcami i przemysłową zabudową dzisiejszej Łasztowni.
Każdy, kto wybiera się stąd do Śródmieścia mówi, że jedzie do Szczecina. Nie inaczej. Tak, jakby przetrwała gdzieś pamięć o tym, że Dąbie niegdyś było oddzielnym miastem, z własnym ratuszem, kościołem, szkołami, Dziś jest to jedna z dzielnic szczecińskiego prawobrzeża, ale jakoś abstrakcyjnie to brzmi, gdy się już przebrnie most Cłowy i niekończące się kilometry ulicy Przestrzennej. Tym bardziej, że malownicza panorama ze strzelającą w niebo ceglaną wieżą dąbskiego kościoła podkreśla autonomiczny charakter tej mieściny.